Z Cricovej wrocilismy do Kiszyniowa by stamtad pojechac do Orhei, miasta oddalonego ok 50km od stolicy. Naszym celem jest stare Orhei - Orheiul Vechi czyli klasztory w skalach. jest to teoretycznie najwiekszy zabytek Moldawii, niestety bezposredniego polaczenia do niego ze stolicy ani nawet najblizszego miasta nie ma!
Dojedzamy do Orhei, miasteczka ktore dzieli ok 20 km do naszego celu. Zostalismy wyslani przez dziewczyne z okienka kasy biletowej z powrotem do Kiszyniowa, tyle ze po drodze mielismy wysiasc w miejscowosci Ivancea. Wysadzono nas przy drodze, ok 5km do miasta. Niestety, marszrutki tutaj nie jezdza, autobusow tez nie ma - jedyna mozliwosc to tzw taxi czyli tak naprawde podwozka za pieniadze przez lokalnych, ktorzy chca dorobic albo lapac na stopa. po przegranych negocjacjach ruszamy pieszo :)
probujemy zlapac kogos na stopa i za 3 razem trafia sie. Niby niepozorny kierowca, ktory chce nas podwiezc (najpierw za pieniadze, potem tylko za zwrot benzyny), ale jak wkrotce sie okaze - najwieksza dotychczasowa przygoda wyjazdu!!
Olka szybko lapie jezyk z Aleksiejem, okazuje sie ze nwaet ma rodzine w Polsce a sam nie jest do konca Moldawianinem (mieszanka Rosji, Ukrainy, Moldawii i Bog wie czego jeszcze). Mial nas podwiezc tylko do Ivancea, ale tak sie rozgadal, ze w rezultacie zawiozl nas pod sam klasztor (doslownie!). Nic ze byl zakaz wjazdu, nic ze podjazd byl zdecydowanie za stromy dla jego watlej Lady i nic ze nam oczy wyszly z przerazenia a rece lapaly sie czegokolwiek - wjechal!
Klasztor jest super, malenki, zupelnie ukryty- z daleka widac tylko mala dziure w skale. Jest zawieszony nad wielkim kanionem, dlugim i glebokim. Urwiska nie dzieli od niego niz - zadna barierka, ostrzezenia, absolutnie nic.
Kanion otoczony skala ciagle sie na kilk akilometrow i jak sie okazalo, w srodku wydrazony jest maly tunel ktorym mozna sie przemiescic z konca gory na drugi koniec! Rewelacja!
Hitem byl jednak Aleksiej, postanowil nas oprowadzic po klasztorach a potem odwiezc na przystanek. Po drodze wpadl jednak na pomysl ze nas ugosci! Mial dzis wolny dzien od pracy (jest kierowca w kolchozie) i wybral sie akurat na przejazdzke keidy nas spotkal. Samochod mial dosc niesamowity - pozbawiony klamek, lusterka, miliony kabli na wierzchu i czesci kokpitu, odlot! Co chwila mu gasl i pare razy musial probowac go zapalic :) Klakson nie byl ukryty w kierownicy a gdzies pod nia a brzmial bardziej jak gwizd niz klakson samochodowy.
Aleksiej w czasie odwozenia wyciagnal nagle butelke naszego ulubionego piwa Chisinau i poczestowal. Myslalem ze to prezent "na pozniej", ale nie... Zatrzymalismy sie i wypilismy butelke w trojke, w pieknych okolicznosicach przyrody (widok na klasztory i kanion), bez szklanek oczywiscie:P Musze dodac ze Aleksiej byl caly... nie, nawet nie brudny - byl po prostu uwalony smarem, brudem, nie wiadomo czym:)) Odmowic nie mozna bylo.
W ramach rewanzu zaprosilismy go na jeszce jedno piwo, tym razem po jednym na glowie a on z kolei w ramach rewanzu na rewanz - na arbuza! Aleksiej pil kolejne piwo prowadzac samochod (krzywo, ale dosc stabilnie trzeba przyznac) i wyjechalismy na droge glowna. Tam byly arbuzy i nasz przystanek. I z tego wszystkiego powstala wielka impreza na masce starej Lady - arbuz zostal pokrojony, piwa na masce a Aleksiej zawolal znajoma sprzedajaca Arbuzy - mloda "przysla ruska babe".
Nie chce zeby wyszedl tutaj na zwyklego lokalnego pijaczka, dlatego stanowczo stwierdzam ze byl to tzw "zloty czlowiek". Dobroc w oczach, w slowach i czynach. Poza tym prosty a wcale nie glupi, nawet dosc bystry. Zal go nam tylko bylo kiedy wspominal o tym ze smutkiem ze pracuje w kolchozie od 7 do 19...
Aha - nie zjedlismy tego arbuza do konca. Aleksiej powiedzial ze podwiezie nas na marszrutke dopiero jak zjemy calego arbuza :P Nie bylo szans, poleglismy ale i tak nas podwiozl, co wiecej - chcial nam wcisnac kolejnego wielkiego "na droge" !!
Po niezpomnianej imprezie wracamy do Kiszyniowa, tam szybki obiad, internet i zaraz spac do hotelu. Jutro czeka na nas Republika Naddniestrzanska, kraj ktorego oficjalnie nie ma, jedna z ostatnich ostoi komunizmu na swiecie.
Konczac i tak przydlugawi wpis, wspomne jeszcze o dwoch sprawach:
- bieda. Podobno Moldawia jest drugim najbiedniejszym (po Kosowie) krajem w Europie. I w sumie nie widac tego. nie wiem czym sie kierowaly organy statystyczne, ale patrzac "na oko", nawet na Ukrainie jest gorzej. Po Kiszyniowie jedzi masa BMW, Mercedesow, spotkalismy nawet nowego Bentleya! A 20-paro letni przewodnik po Cricovej mial Iphone. Glodujacych dzieci niet a ludzie na wsi zyja sobie wesolo i choc faktycznie bardzo ubogo, to na pewno nie w nedzy.
Pozdrawiamy!!!