No to dzisiaj sobie pospalismy:)
o 9 umowilismy sie z my friend - Raja na zwiedzanie i objezdzene miasta, a wstalismy o 9:30... na szczescie Raja spal sobie w rikszy :)
Madrosci Rajy:
- life is not a destination, it's just a journey, remember it, my friends.
- don't put money into friendship
- we born with nothing and we end with nothing, that's why only invisible emotions are important
Proste a jakie madre. Hindus filozof, artysta, riksiarz i spiewak w dodatku - dzisiaj nas katuje Marleyem i Snoop Dog;)
Najpierw Fort Amer (Amber), kolosalna forteca polozona na szczycie gory, imponujacy widok na miasto, wspanialy krajobraz a dookola mur - niczym mur chinski (naszym zdaniem wcale nie gorszy!). Mial byc wjazd do fortu na sloniu, ale sloniom bylo za goraco i byly u wodopoju:)
Dzis ogladamy jak sie robi dywany i lokalne kolorowe tkniany - barzdo ciekawe acz warunki pracy jakby poza polityka sanepidu ;)
Trafiamy w koncu na glowna - nieco ekskluzywna ulice, probujemy robic zakupy, wychodzi nam to z roznym skutkiem:)
Wracamy do hotelu, kolacyjna i zaraz lecimy spac.
o 10 wracamy do beznadziejnego delhi.
Byee!
PS. Jaipur to raczej male miasto, tak o nim sie mowi tutaj... Ludnosc - ok 3 mln :))