dojechalismy po ciezkiej podrozy (wyjatkowo nieprzyjemni chinczycy w naszym przedziale, tak brudzacy plujacy, glosni i obrzydliwi ze nawet cieprliwemu czlowiekowi - Patrykow ciezko bylo wytrzymac) ok 11 do Kunming.
Jest to stolica prowincji Yunnan, znanej glownie z herbaty, z przepieknych pol ryzowych i bliskosci Tybetu (to juz doslownie jeden duzy krok). W naszym hotelu bylo napisane ze nie ma aktualnie wjazdu do Tybetu, ale jak naprawde jest - nie wiem.
Tak czy siak, naszym planem bylo dostac sie do miejsciowosci na poludniu Yunannu zwanej Yuanyang, gdzie sa ponoc przepiekne tarasy ryzowe (w google: rice terraces).
Niestety/ stety jednak tam nie pojechalismy i po calym dniu walesania sie z plecakami po centrum Kunmingu zdecydowalismy sie znow zmienic radykalnie plany i pominac najblizsze miejscowosci na trasie oraz udac sie bezposrednio do Guilin, stolicy kolejnej prowincji.
W Kungming juz na dworcu poznalismy studenta zwanego One Pea (jeden groszek:P), ktory okazal sie byc naszym szczerym przyjacielem - za darmo!
Najpierw nam kupil bilety, potem je zmienil na inny termin; szukal z nami banku, restauracji i oprowadzil po centrum - z tego wszytkiego mimo braku kasy postawilismy mu obiad w chinskiej wersji McDonaldsa oraz wode mineralna (piwa i lodow nie chcial!).
Nie mowil zbyt plynnie po angielsku, ale wystarczajaco zebysmy poruszyli takie tematy jak jego plany zawodowe, mentalnosc chinczykow czy sytuacja w Tybecie.
Ciekawe byly wniosku dotyczace tego ostatniego.
One Pea uwaza bowiem, ze Tybetanczycy maja znacznie wiecej praw i mozliwosci (m.inn. awansu i znalezienia pracy) niz zwykly przecietny Chinczyk! Mowi ze to jest konkurencja truidna do zwalczenia. Rzad chinski (ktorego one pea nie lubi) zapewnia mieszkancom Tybetu nawet tansze bilety, edukacje itd.
Jedyny problem jest taki, ze czesc z nich chce sie odlaczyc od Chin. 95% Chinczykow uwaza ze Tybet to po prostu kolejna prowincja Chin i nie uwaza go za jakis gorszy czy lepszy. Jedyne co ich wyrownia to wlasnie przywileje nadane przez rzad (wymuszone przez swiat?).
Moze to dziwne, ale po raz kolejny stwierdzam ze wierze ze tak faktycznie jest. Slyszalem juz kilka opinii od Nepalczykow a teraz Chinczyka ktore sie pokrywaja ze soba. Jeszce nikt w tych okolicach nie mial zdania takiego jak wiekszosc protestujacych Europejczykow i Amerykanow ze ludzie w Tybecie sa molestowani, nie szanowani i nie maja zadnych praw. A suwerennosc im sie nalezy.
To chyba nie taka prosta sprawa.
O 17:13 jedziemy do Guilin (20h).