Dzisiaj dzien byl wyjatkowo prosty i krotki :)
Z samego rana ruszylismy na Yalong Bay, podobno najpiekniejsza plaze Chin. No i faktycznie, z tego co widzielismy - zdecydowanie najpiekniejsza;)
Piasek - bialy i goracy, plaza ma 7 km dlugosci, dookola palmy a za nimi gory. Bajka. Do tego woda naprawde przejrzysta zielono-turkusowo-niebieska. W smaku dosc slona.
W zasadzie caly dzien az do zmierzchu spedzilismy na tej plazy opalajac sie na przemian z kapaniem (na atrakcje zarezerwowane dla bogatych Rosjan typu spadochron, nurkowanie nas zdecydowanie nie stac).
Wyszla jednak natura Chinczykow - za wejscie na najpiekniejsza chinska plaze...nalezy sie oplata! ulgowo - ok 9 zl, normalnie - 18. Zenujace strasznie. Jakos to przebolelismy, trudniej bylo zniesc fakt ze najtansze piwo na tej plazy kosztuje niemal 15 zl...
Takze nas caly posilek na plazy to jedno piwo i arbuz :) przynjamniej dobre.
Po wyjsciu z plazy zorientowalismy sie ze jestesmy opaleni. Cholernie opaleni. Tak bardzo opaleni ze zmienil nam sie kolor skory zupelnie, wygladamy jak jacys Hiszpanie. Czujemy sie z tym calkiem niezle, gorzej znosimy to ze jestesmy wlasciwie poparzeni.
Boli i piecze tak bardzo, ze ciezko siedziec lezec - cokolwiek. Zrezygnowalismy z alkoholu, pijemy tylko zimna cole i wapno :P DZieki za wskazowki, Ola:)
Po kolacji poszlismy sobie (doczlapalismy sie) do plazy. Motorowki z bardzo mocnymi latarniami rzucaja snop swiatla piopnowo do gory tworzac niesamowity krajobraz, lune nad morzem a potem robia show - podplywaja do brzegu, swiatla kieruja w wode i zaczyna sie gra swiatel. Swietnie to wymyslil.
Szum morza, woda ciepla ale jednak chlodzaca, rewelacyjna kapela przygrywajaca same najwieksze przeboje rock&pop - jeden z przyjemniejszych momentow wyjazdu. Taki 100% relaks. O to nam chodzilo!
Ide wziac zimny prysznic, wypic wapno, zrobil oklad na kark i spac - jutro powinno byc znacznie lepiej.
Pozdrawiamy goraco...doslownie:(